LZS Kościelnik nie dał rady pokonać LZS Sobota w niedzielnym starciu. Strzałów było co nie miara, sporo kontrowersji, 4 bramki... To nie wystarczyło iod tego spotkania Kościelnik ma 4 punkty straty do prowadzących w tabeli liderów.
Mecz zaczął sięszczęśliwie (mimo że ze sporym opóźnieniem). Po akcji lewym skrzydłem Jarosława Rutki i dobrym dograniu, piłkę umieścił w siatce Artur Kamiński. Niewiele brakowało, aby udało się strzelić szybko kolejne bramki, jednak z każdą minutą siła ofensywy słabła, a inicjatywę przejmowali gospodarze. Pierwsza połowa zakończyła się korzystnymwynikiem 1:0 dla Kościelnika.
Drugie 45 minut nie przebiegło jużtak pomyślnie. Około 55 minuty Sobota zdołała wyrównać. Kościelnik przyjął ten cios ze sportową złością, i po perfekcyjnym strzale z rzutu wolnego na liście strzelców zapisał się Tomasz Tusień. Podwyższenie wyniku wisiało w powietrzu, byliśmy świadkami kilku groźnych akcji, w których zabrakło jedynie precyzyjnego strzału. W futboluniewykorzystane sytuacje lubią się mścić i tak było tym razem.
W ostatnim kwadransie gospodarze po wrzutce z rzutu wolnego umieścili piłkę w siatce. Był to bardzo kontrowersyjny gol, gdyż zdaniem większości obecnych na stadionie został strzelony z pozycji spalonej. Werdyktu sędziego jednak nie można było zmienić. Podobnie jak wyniku, który mimo rozpaczliwych ataków gości,nie uległ zmianie.
Łatwo doszukać się przyczyn, dlaczego czwartadrużyna tabeli zremisowała z zajmującą dziewiątemiejsce LZS Sobotą. Pomijając decyzję sędziego z 75 minuty i fakt, że gospodarze dzisiaj byli wyjątkowo dobrze dysponowani, Kościelnik ma spore braki kadrowe, i już od trzech meczy gra niemalże "gołą jedenastką", przez co brakuje sił na ostatnie minuty, podobnie jak wkładu zawodników, którzy wiedli prym w pierwszych kolejkach.